Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07
|
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
Najnowsze wpisy, strona 23
Leciutko mi.
Świeżo mi, oj tak.
Uciekłam od wszystkich problemów na czas bliżej nieokreślony...
Nie ma mnie dla niektórych osób - mmm słodka wolności.
Swym szczerym uśmiechem obdarzam miłych nieznajomych - raz się żyje.
Wyleguję się godziami i nic nie robię - rozkoszne lenistwo.
Łapczywie chłonę każdą miłą chwilę...
Tak, zaczęły się wakacje i to pełną parą.
Zbieram energię, bo 1 września stawić czoła kolejnym wyzwaniom intelektualnym :P, miłosnym, towarzyskim.
Odpoczywam....
Mmmmm ale on przystojny
Lato nadeszło, a razem z nim wakacje. Tylko szkoda, że ich nie czuję.
Teraz jestem w stanie wyciszenia, może za dzień lub dwa dotrze do mnie, że wreszcie mam upragnione dwa miesiące laby.
Ale jeszcze nie teraz...
Ostatnie chwile spędziłam na snuciu się po podwórku bez jakiegoś głębszego celu. Nadmiar wolnego czasu spadł na mnie tak z nienacka, że nie zdążyłam sie przygotować.
Teraz nie wiem za bardzo, co z nim zrobić.
Jak wykorzystać chwile "wolności umysłowej"?
Tak, mam dużo wolnego czasu, a mój umysł wypełnia sielanka "nic nie robienia".
...i właśnie to doprowadza mnie do kolejnego zauroczenia...(czyt.typowego zabujania)
Moja głowa - pusta, nic nie myśląca przez wakacje część ciała - nie wiedziała co ze sobą zrobić, więc z powrotem zakomunikowała memu sercu, że czas najwyższy na małą "zabawę".
Ale czemu do cholery?! (łamię postanowienie - nie przeklinać)
Czemu nie potrafię utrzymać w swym łebku stanu czystości. Przecież przez ostatnie miesiące tak bardzo mi jej brakowało. Wręcz jej rządałam, błagałam...
A gdy otrzymałam, nie umiałam z tego skorzystać - typowe :
Cóż, narazie zaczynam wpadać w lekką euforię i zniecierpliwienie, gdyż OBIEKT wyjechał. Może to i dobrze..?
Moja słodka nicość wypełnia się na powrót czerwienią, która zalewa każdy skarwek nieskazitelnego, białego umysłu. Czerwnią podobną do krwi...
Podajcie mi bandarz!!!!
Tak, to już koniec.
Zostałam "absolwentką" gimnazjum, co jest równoznaczne z jego ukończeniem.
Chwila, ale coś mi nie pasuje...
Jeszcze pare miesięcy temu marzyłam o tym, by skończyć tą pieprzoną budę. By wreszcie wybić się gdzieś dalej. By poznać nowych ludzi...
A teraz?
Teraz czuję się, jakbym utraciła cząstkę siebie. Tak, tak właśnie się czuję.
Zdałam sobie sprawę z tego, że już nigdy nie zasiądę w klasie z tą samą "ludziarnią z A"...
Że już nie będę z nimi przyłazić na rano do szkoły i narzekać na wczesną godzinę...
Że już nie będę łazić bez celu po murach tego gimnazjum.
Że niektórych osbó nie zobaczę bardzo długo lub wcale.
Że już nie pośmieję się z p. Raush :)
Że już nie ponarzekam na ZDW z chemii...
Tak, wielu osób, sytuacji i rzeczy będzie mi brakować.
(Nawet tego fajnego pana, z którym podczas komersu tańczyłam i mówiłam do krawatu :P)
Odchodzę w inne miejsce, lecz mimo wszelkich złych momentów, tej szkoły nie zapomnę.
Chciałabym jeszcze raz powiedzieć, drogie osóbki z 3a - będę za Wami strasznie tęsknić. Wiem, że razem z niektórymi z Was odchodzi część mnie.
Mówcie co chcecie, ale ja nie zapomnę Was nigdy!!!
Pozdrawiam gorąco i ściskam ;*
P.S. Do zobaczenia na imprezce u Crazy Mary!
Grill u Kasi, libacja u Kasi, zabawa u Kasi, wszystko u Kasi i pożegnanie u Kasi....
Jednym słowem było: zajebiście.
Nanana mam huomoreczke hehe, wiec pisze noteczke :), ale jutro do budy zapierniczam, więc idem spać...
Czuje się śmiesznie - śmiech co minutę.
Kasi WIELKIE DZIĘKI :* musimy to powtórzyć...
Juto coś napiszę jeszcze, bo za moment zacznę mulić.
Nnananana :D
Czasami sama potrafię siebie zaszokować.
Wczorajszy komers był genialny.
Byłam jedynym w swoim rodziaju człowiekiem z gipsem na nodze, ale i tak bawiłam się wspaniale.
Zatańczyłam trzy szybkie tańce i zostałam poproszona do czterech wolnych - ciekawe czy to przez moje chwilowe kalectwo.. Wolę żyć w nieświadomości:)
Poza tym odzywało się do mnie 3/4 szkoły, a nauczyciele mi współczuli.
...ale nie dlatego piszę tę notkę.
Komers był bezsprzecznie najlepszą zabawą w tej budzie.
Na nim - o dziwo- bawiły się ze sobą wszystkie subkultury (trochę szkoda, że prawie non stop szło techno). Prawie wszyscy zżyli się ze sobą.
Na chwilę zniknęły gdzieś obojętność czy sztywność. Ludzie bawili się tak, jak dobrzy znajomi.
Tak, pododało mi się i nie żałuję, że poszłam.
Właśnie dla takich chwil jest warto żyć :)
P.S. Chciałam gorąco pozdrowić wszystkie osóbki, które się mną "zajmowały", nie zostawiły mnie samej i pełniły przy mnie "warty". (Czułam się wyjątkowo :P) Wielka buźka dla WAS!!!